O godzinie 6:30 pobudka, bo od 7:15 miał po nas przyjechać samochód, którym pojedziemy nad zatokę. Trochę czekaliśmy, ja już się denerwowałam, ale ostatecznie ok. 8:00 zabrali nas z hotelu i pojechaliśmy w długą, ale niedaleką przejażdżkę. 130km, które dzieli Hanoi od zatoki pokonaliśmy w 3h!:D Kierowca jechał 50km/h i niektórzy zaczynali się już irytować, ja jednak byłam właściwie zadowolona, bo więcej można było zobaczyć przez okno:)
Po przybyciu do celu, przegonili nas po porcie i kazali wskoczyć na zacumowaną, najładniejszą w okolicy dżonkę - Margarittę:)
Zatoka Ha Long, nazwana zatoką 1000 wysp tak na prawdę mieści ich 1900!:) Wyspy to dość szumna nazwa, bo są to mniejsze lub większe skały wystające wysoko ponad taflę wody. Widok jest oszałamiający! Co prawda pogoda podczas której wypłynęliśmy w rejs nie była marzeniem, temperatura ok. 17stopni, zachmurzone niebo, lekka mżawka, bluza, kaptur na głowie, ale i tak było pięknie.
Nazwa Ha Long po wietnamsku znaczy zatoka zstępującego smoka. Z nazwą oraz miejscem wiąże się pewna legenda:) o wielkim smoku, który zstąpił z nieba i osiadł na dnie morza. Strzeże dostępu do lądu i w razie niebezpieczeństwa gotów jest powstać i walczyć:D
W niektórych wyspach - skałach wytworzyły się groty i jaskinie, które można zwiedzać. Zabrano nas do największej Thien Cung po której przemaszerowaliśmy wysłuchując różnych ciekawych opowieści o skałach i ich formach, wierzeniach, historii itp.
Wieczorem zjedliśmy całkiem smaczną kolację na dżonce - przede wszystkim morskie robale z ryżem:), a potem poszliśmy na nocne zdjęcia okolicy. Bardzo ładnie to wyglądało, bo nasz statek zakotwiczony był w małej zatoczce pośród innych. Światła z dżonk pięknie odbijały się od powierzchni wody:) Kilka osób zdecydowało się na nocną kąpiel, dla mnie jednak było ciut za zimno, choć podejrzewam, że i tak bym się bała wskoczyć w ciemną toń zielonej wody:)