Geoblog.pl    Lilkaa    Podróże    Tajlandia 2009 - kraina uśmiechu    Bangkok
Zwiń mapę
2009
25
paź

Bangkok

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8111 km
 
Plan na dzisiejszy dzień to targ wodny Tallin Chan oraz wycieczka łodzią po kanałach Bangkoku w poszukiwaniu krokodyli^^

Na przystanku tramwai wodnych kupujemy "wycieczkę" o którą nam chodziło. Przez około dwie godziny Pan sternik obwozi nas po kanałach. Widzimy tam domy na wodzie mieszkańców Bangkoku, pływającą "restaurację", babuszki pływające w swoich łódkach sprzedające jakieś bibeloty, owoce, słodycze i napoje.
łagodnie mówiąc woda w rzece i jego kanałach nie jest czysta. Mimo to, mieszkańcy kanałów myją się, pływają, piorą oraz zmywają w tej wodzie. Mam wielką nadzieję, że nie jest też dla nich wodą pitną. Jestem jednak chyba trochę naiwna:(

Następnych przystankiem jest Świątynia Stojącego Buddy, podobno największego w tej pozycji w Tajlandii. Ma około 50 metrów i jest cały złoty. U jego stóp modlą się Tajowie ze złożonymi jak do pacierza dłońmi oraz kadzidłami pomiędzy nimi. Krzątają się tu także Mnisi w swoich pomarańczowych szatach. Słychać dzwony i brzdęk monet, wrzucanych przez wiernych do metalowych miseczek. Nie wiem jeszcze co to za obrzęd, ale na pewno się dowiem.
Przed wejściem do świątyni stoją Tajowie z klatkami ptaków. Reklama wypisana flamastrem mówi, że kto wypuści takie ptaki na wolność, będzie miał szczęście na całe życie! Czymże jest 90 batów do niekończącego się szczęścia;D Wypuszczam ptaszki na wolność i udajemy się do Wielkiego Pałacu, największej atrakcji turystycznej Bangkoku.

Przez bramę Wspaniałego Zwycięstwa wchodzimy na teren 25 hektarów! Pałaców, kapliczek, świątyń, rzeźb, posągów i innych architektonicznych tworów. Zdecydowana większość terenu jest zamknięta dla turystów. Mimo to, teren dostępny do zwiedzania jest ogromny.
W każdym przewodniku po Tajlandii można przeczytać o Wielkim Pałacu, zaoszczędzę sobie więc pisania.
Napisze tylko tyle, że trzeba zobaczyć to miejsce na własne oczy, bo żaden opis nie odzwierciedli przepychu, bogactwa i ogromu jaki tam jest.

Po Wielkim Pałacu kierujemy się do Świątyni Wat Po - Leżącego Buddy. Podobno największego w tej pozycji^^
Po drodze zaczepia nas "życzliwy" Pan, który informuje, że Świątynia Leżącego Buddy jest teraz zamknięta i mamy dwie godziny do jej otwarcia, a on jest pracownikiem Muzeum jakiegoś tam i zna kierowce Tuk Tuka, który za niewielką opłata nas tam zawiezie... acha!? O tym tez można przeczytać w przewodnikach!:)
Mimo wszystko, decydujemy się na leżącego Budde i jak okazuje się 10 minut później, słusznie:)
Leżący Budda ma 46 metrów długości i 15 metrów wysokości. Jest ogromny, cały złoty ( prócz oczu i podeszw stóp, pokrytych macicą perłową!) i na prawdę robi wrażenie.

Po pysznym tajskim obiedzie oraz krótkim odpoczynku jedziemy tramwajem wodnym zobaczyć Wat Arun, czyli Świątynie Jutrzenki podczas zachodu słońca. Niestety odpoczynek był za długi i docieramy gdzie zapada już zmierzch, świątynia jest zamknięta. Podobno warto jest tam pojechać na zachód słońca i podziwiać panoramę miasta w tej okoliczności. Nam się nie udało, ale nic straconego. Jest po co wracać!:)

W miejscu gdzie wysadził nas tramwaj wodny ( świetny środek transportu, którym podróżują również Mnisi, posiadający dla siebie specjalnie wyznaczoną strefę) łapiemy tuk - tuka i jedziemy do China Town.

Podróż tuk - tukiem to na prawdę świetna zabawa. Kierowcy zwykle jeżdżą szybko, wiatr wieje we włosach, rzadko stoi się w korkach i dociera wszędzie migiem. Jest to również tani transport, należy się jednak mocno targować. Zdarza się, że kierowcy umawiają się z nami, że po odwiedzeniu przez nas dwóch miejsc, takich jak sklepiki z pamiątkami czy Tat- biuro turystyczne, nie będziemy musieli płacić nic, a nic. Dostają oni wtedy od tych miejsc specjalne "talony" na benzynę i zwyczajnie bardziej się im to opłaca.

China Town przywitaliśmy w strugach deszczu. Nie był to kapuśniaczek, czy polski deszcz, ale ulewa. Zmuszeni, staliśmy pod daszkiem i czekaliśmy aż przestanie padać, gdy nagle dostrzegłam przed nami salon masażu:)
Zdecydowaliśmy się na masaż stóp i oddaliśmy godzinnemu relaksowi za grosze. Taki masaż to nie lada przyjemność, nasze umęczone całodniowym zwiedzaniem nogi zostały odprężone, naciągnięta i zabalsamowane. Po godzinie, każdy miał wrażanie, że wymienili mu stopy, deszcz przestał padać i poszliśmy dalej.

China Town wyglądał tak, jak sobie wyobrażałam na podstawie opisów z książek, filmów i swoich własnych oczekiwań. Kolorowe neony, chińskie napisy, lampy, pełno straganów ze świeżymi owocami i warzywami, knajpki, restauracje, uliczne jadłodalnie, po prostu wszystko.
Wśród różnych wózków z towarami dostrzegłam Duriany!
Nie każdy może wiedzieć co to za owoce, naznaczę więc po krótce. Durian uważany jest przez wielu za króla owoców oraz najbardziej kontrowersyjny ze wszystkich, ze względu na swój wstrętny zapach. Czytałam, że ludzie definiowali go jako smród rozkładającej się padliny, zgniłych jajek i samych obrzydliwości. Kto się jednak przemoże, poczuje wspaniały smak, delikatny, rozpływający się w ustać miąższ o konsystencji budyniu, z lekko waniliową nutką. Tak piszą.
Ale dla mnie to bajki.
Duriany wcale, a wcale nie śmierdzą tak bardzo jak to opisują. Ma oczywiście intensywny zapach, ale i ja i moi współtowarzysze, raczej porównywaliśmy go do cebuli. W konsystencji rzeczywiście jest budyniowy, ale za cholerę nie mogłam się doszukać waniliowej nuty. Smakuje jak słodki syrop z cebuli.
Jest całkiem smaczny, na pewno diablo ciekawy. I kontrowersyjny. Na 5 osób, tylko mnie smakował:) Ale ja jestem owocówka, więc to nic dziwnego. (www.owocowka.blogspot.com)

Zupełnym hitem owocowym był kupiony przeze mnie przez przypadek ( wzięłam go za duriana, Pan sprzedawca stał w ciemnej uliczne) owoc chlebowca. Wielkie, kształtem i kolorem podobne do Doriana owoce, kryją w swoim wnętrzu chrupkie, bardzo słodkie żółte owoce. Pychota. Polecam każdemu!

Po spacerze na China Town pojechaliśmy na dzielnicę grzechu Patpong, w celu obejrzenia cieszącego się wśród turystów Ping Pong Show.
Cóż mogę napisać. Nie polecam. Ani to zabawne, ani pociągające;/



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Lilkaa
Lilka S.
zwiedziła 7% świata (14 państw)
Zasoby: 92 wpisy92 6 komentarzy6 23 zdjęcia23 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.10.2013 - 23.11.2013
 
 
12.08.2013 - 15.08.2013
 
 
19.06.2012 - 21.06.2012