Geoblog.pl    Lilkaa    Podróże    Tajlandia 2009 - kraina uśmiechu    Wioska Słoni i Tiger Temple
Zwiń mapę
2009
27
paź

Wioska Słoni i Tiger Temple

 
Tajlandia
Tajlandia, Kanchanaburi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8232 km
 
Po śniadaniu w Pong Phen i o umówionej godzinie przyjechał po nas miły Pan Taksówkarz i zabrał na wycieczkę.
Jechaliśmy na pace przerobionego samochodu, a wiatr smagał nasze twarze i dawał przyjemny chłodek, gdyż temperatura jak co dzień sięgała już pewnie 30 stopni i dawała się we znaki.
Po godzinnej jeździe dojechaliśmy do Wioski Słoni.
Przejażdżka na słoniu, powiem szczerze, trochę mnie zawiodła. Siedzieliśmy na specjalnym siedzisku, tyle, że wysoko i trochę nami bujało. Słoń się delikatnie wkurzał i warczał, na co Pan Powoźnik szurał butem za jego uchem, chyba takie pieszczoty:P lub znaki, żeby się nie wygłupiał i maszerował przez gęstwinę dalej. Po jakimś czasie, kilkunastu pięknych motylach i kilku gałęziach na naszych twarzach, Pan Powoźnik zeskoczył ze Słonia i poprosił o nasz aparat. Zaprosił mnie również na swoje miejsce, czyli szyję słonia i pozwolił nim kierować. Próbowałam go szurać stopą tak jak jego Pan, ale na nie wiele się to zdało, zwierzę wciąż szło przed siebie. Ale przynajmniej zaczęło mi się podobać. Siedzieć na głowie Słonia to już jakaś frajda:)
Po krótkiej sesji fotograficznej i kąpieli w rzece dotarliśmy do wioski i zeskoczyliśmy ze Słoni.
Za grosze można było kupić wielkie pęki bananów i nakarmić naszych podopiecznych. Wspaniały uczucie. Polecam każdemu. Wiem, że to taka komercyjna wycieczka, ale obcowanie ze zwierzętami było dla mnie zawsze wielką frajdą i nigdy nie zapomnę jak kilogramy mięśni w trąbie Słonia wyrywały mi banany:)

Po Słoniowym posiłku nadszedł tez czas dla nas, bo w głównym budynku wioski czekała dla nas schłodzona woda oraz arbuzy.

Następnym naszym dzisiejszym przystankiem było Tiger Temple. Moje wielkie marzenie. Tygrysy:) Trzeba się wstrzelić z godziną odwiedzania tego miejsca. Gdzieś czytałam, że tygrysy są wyprowadzane pomiędzy 15.30, a 17. My byliśmy dużo wcześniej i też były, a powiedziano nam, że codziennie rano można się załapać na karmienie kociaków (oczywiście odpłatnie). Tak czy siak, trafiliśmy dobrze.
Po wykupieniu biletu weszliśmy na teren Świątyni, której Mnisi opiekują się zwierzętami, w szczególności tygrysami.
Chodzi wiele opinii o tym miejscy, najwięcej chyba niepochlebnych, że zwierzęta są bite, podawane są im leki uspokajające i tym podobne rzeczy. Czy w to wierzyć? Nie wiem? Ja nic takiego nie widziałam. Widziałam za to kilkudziesięciu wolontariusz, którzy opiekują się wszystkimi zwierzętami po ciężkiej pracy z turystami. Karmią je, sprzątają po nich oraz się z nimi bawią. Jeden z wolontariuszy zapytany, czy to niebezpieczne zajęcie, pokazał nam swoje ręce, całe obdrapane i posiniaczone. Mimo to z uśmiechem na ustach przyznał, że to najlepsza rzecz jaka mu się przytrafiła. Z drugiej jednak strony, tak dzikie zwierzęta powinny żyć na wolności, a tysiące turystów rocznie nie wpływa dobrze na ich egzystencje.

Turyści, dzieleni są na 30 osobowe grupy, które dostają swoich przewodników w postaci Mnicha i Tygrysa:) oraz 30 wolontariuszy. Wszyscy ustawiani są w szeregu na którego czele staje Mnich i Tygrys. Każdy może iść tuż za nimi i zrobić sobie zdjęcie trzymając zwierzaka za tyłek:) Zabawnie to wygląda.
Po krótkim spacerze docieramy do kaniony w którym są przywiązane na łańcuchach dorosłe tygrysy.
Tutaj jest chwila odpoczynku i krótki wykład na temat zachowania przy tygrysach. Wolontariusze opowiadają o tym jak można je głaskach, jak do nich podchodzić i że nigdy nie wolno stanąć do nich tyłem. Mówią również o tym jak na co dzień opiekują się zwierzętami, co one jedzą, ile, czemu w aktualnej chwili są mało żywotne.
Po wykładzie, wszyscy ładnie muszą ustawić się w kolejce i czekać na swoją kolej. Gdy już nadejdzie, wolontariusz bierze nas za rękę i oprowadza po kanionie pełnym tygrysów. Robi nam również zdjęcia, niestety na terenie całej świątyni jest zakaz robienia zdjęć. Mogą je robić na nasze polecenie wolontariusze.
Za dość dużą jak na to miejsce opłatą można sobie zrobić zdjęcie z tygrysem na swoich kolanach, tj. z jego ciężką głową. My z tego zrezygnowaliśmy. W zupełności wystarczy nam bliskie siedzenie obok tych wielkich zwierząt.

Po kanionie wychodzimy z tej części parku i kierujemy się na plac, gdzie leżą małe tygryski. Młode mają 1-2 lata i wielkość dorosłego, dużego psa:) Tutaj można sobie pozwolić na więcej. Możemy się przytulić do maluchów:) Ach... To co zobaczymy i przeżyjemy, będzie nasze, na zawsze. Następnym razem zastanowiłabym się jednak czy warto przekładać własne wspomnienia nad życie i komfort innych organizmów żywych.

Po przyjeździe do Kanchanaburi kierujemy się na most. Most jak most, można się po nim przejść na drugą stronę. Wydaje się to trochę niebezpieczne, bo szczeliny w moście są ogromne, a tory takie wąskie.
Zaraz przy moście mieści się przyjemna restauracja na promie na której decydujemy się zjeść obiad. Delektujemy się pięknym widokiem na rzekę.

Podczas powrotu do naszego Guesthousu, kupuje Kwiat Bananowca, który w Tajlandii jest jadany. Ludzie śmieją się ze mnie, gdy to widzą:) To tak jakbyśmy egzotycznego turystę przyłapali w warzywniaku na zakupie marchewek:)
Z takiego kwiatu można przyrządzić placuszki, które są bardzo smaczne.

Wieczorem, jak co dzień, kolacja, masaż i relaks nad basenem:)




 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Lilkaa
Lilka S.
zwiedziła 7% świata (14 państw)
Zasoby: 92 wpisy92 6 komentarzy6 23 zdjęcia23 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.10.2013 - 23.11.2013
 
 
12.08.2013 - 15.08.2013
 
 
19.06.2012 - 21.06.2012